"Wieczorami długo paliła lampę, a wtedy na tle spuszczonej u jej okna story rysowała się sylwetka pochylonej głowy, i migała raz po raz podnosząca się ręka, z czego wnioskowałam, że musi pracować nad tymi haftami, które takim zachwytem przejmowały Walentową, a także i to, że materialne jej położenie nie należy do weselszych. Czwartego dnia nareszcie, spojrzawszy naprzeciwko, zadrżałam mimo woli. Okno weneckie było odsłonięte, jedno jego skrzydło otwarte, a w tych wąskich, wydłużonych ramach, na ciemnym tle pokoju, jakby pędzlem najdzikszego impresjonisty rzucona, występowała głowa śpiczasta, niewielka, zupełnie łysa, o brudnych połyskach starej kości słoniowej i szkieletowym profilu, który tyle tylko ludzkiego w sobie zachował, aby tym swoim niezaprzeczonym człowieczeństwem budzić tym większy wstręt i przerażenie." (fragment)